dokąd płyniesz w tej Łodzi swojej? (#128)
Wybór. Podjęłam go dawno temu, wierząc, że będzie właściwy. Dziś wiem, że "czasem człowiek dokonuje w życiu wyboru, a czasem to wybór stwarza człowieka".
Przyjechałam z walizką pełną
wielkich marzeń i nadziei, na które świat- jak się potem okazało- był zawsze
niegotowy.
Żyłam tuż pod niebem. Zamknięta
wysoko w wieży, jak księżniczka. Rozwlekałam czekanie na długie noce. Szukałam
gwiazd, łapałam krople deszczu, uciekałam przed piorunami. Godzinami patrzyłam
przez okno, próbując znaleźć odpowiedzi. O trzeciej nad ranem czasem czułam się
jakby świat należał do mnie.
Były krótkie jak oddech chwile,
podczas których niesamotnie spowiadałam się miastu. Konsekwentnie chciałam
zaznaczyć tu swoją obecność, chociażby przez odnalezienie własnego miejsca na
ziemi w czyichś oczach.
Zatrzymywałam czas, oddając się
tęsknocie za wszystkim, czego nigdy nie miałam i za tym, co nie mogło się
spełnić.
Traciłam głowę dla każdej osoby,
która mówiła w tym samym języku i czuła w tym samym rytmie. Gubiłam się w tym
kilka razy. Upadki były nagłe i bolesne, a podnoszenie się- mozolne i
wyczerpujące. Pełno było smutku na ulicach i pełno łez w kieliszkach zamiast
wina. Ludzie odchodzili i wracali- często po to, żeby wkrótce znowu odejść.
Smutek tego miasta stał się
częścią mnie. A może to ja przeniosłam swój smutek na to miasto.
Doprawdy, żaden czas nie był tu mój.
Nic mi w tym mieście nie wyszło (no, może poza tym, że ja czasem wychodziłam z
siebie).
Dlatego już nie daję kolejnej
szansy temu miastu.
Ani światu.
Daję ją sobie.
Kreatywny Human
(12.01.2022r.)